poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział drugi

    W okolicy świtu w pokoju rozległ się natarczywy dźwięk budzika. Mojrze nie chciało się opuszczać ciepłego łóżka. Gdy jednak postanowiła wstać, podczas wyplątywania się z kołdry dostrzegła na jasnym materiale zaschnięte ślady krwi. Niestety wczorajsze wydarzenie nie okazało się snem.  Dziewczyna przyjrzała się swojej prawej ręce. Ranki przez noc zdążyły się zasklepić. Stąpając boso po białej wykładzinie, podeszła otworzyć okno. Rozsunęła zasłony i cały pokój utonął w porannym świetle. Z dużej, drewnianej szafy stojącej obok biurka, wyciągnęła pierwsze lepsze ubrania i poszła z nimi do łazienki. Tam, co chwilę przykładając głowę do chłodnych naściennych kafelków, umyła się i ubrała. Kiedy była gotowa, w przedpokoju wsunęła na nogi buty i wyszła z mieszkania.
    Poranek był chłodny. Mojra po przespaniu prawie pięciu godzin była lekko zaspana. Czuła delikatny, pulsujący ból głowy, lecz nie przejmowała się nim. Liczyła, że uniemożliwi jej rozmyślanie nad swoim  życiem. Szła pustym, betonowym chodnikiem w kierunku centrum. Ulica była pusta. Poza stukaniem podeszwy jej czarnych creepersów, tylko ciche gruchanie siedzących przy pobliskich śmietnikach gołębi wypełniał pustkę. Raz na jakiś czas mijała zagubionych turystów ciągnących za sobą wypchane walizki. Kolorowe domki jednorodzinne byłe zasnute w delikatnej mgle, przypominającej pierzynę. To były ostatnie chwile snu. Miasto zaraz się obudzi i tłumy aut zaczną się gromadzić na ulicach, mijając tę niewysoką dziewczynę w krótkiej, bordowej sukience, zupełnie nieadekwatnej do panującej wokół niskiej temperatury. Chmur na niebie nie było. Mojra przemaszerowała już sporą odległość. To był jeden z tych momentów, gdy myślała o wszystkim i o niczym. Minęła kilka sklepów monopolowych i spore centrum handlowe, na parkingu którego zaparkowane były pierwsze auta. Na masce jednego z nich siedział ciemnowłosy chłopak, ze skupieniem wpatrujący się w swój telefon. Na chwilę odchylił głowę w kierunku dziewczyny, ale nie zwrócił na nią uwagi. Szła dalej. W końcu dotarła do głównej ulicy. Tylko tutaj można było przejść się starymi, brukowanymi uliczkami, by potem przysiąść na jednej z ławek ukrytej pod cieniem potężnych dębów. W tym mieście to jedyne miejsce, gdzie drzew nie wycięto. Barwne i lekko wilgotne liście leżały na ziemi. Znalazło się też kilka kasztanów. Mojra schyliła się, by podnieść jednego z nich, jednak stwierdziła, że to nie najlepszy pomysł, gdyż nie ma go gdzie schować. Po kolejnych kilku minutach leniwego marszu, dziewczyna weszła w jedną z bocznych uliczek. Na najniższych poziomach stojących tam ceglanych kamienic, znajdowały się dziesiątki o tej porze zamkniętych restauracji. Większość miała egzotyczne nazwy. To, co wyróżniało to miejsce to brak sieciowych obiektów gastronomicznych. Nigdzie nie świeciły się żółto-czerwone neony zwabiające głodnych poszukiwaczy taniego jedzenia. Każda z witryn tutejszych restauracji, nawet ta najtańsza, była w eleganckich, stonowanych kolorach. W słoneczne dni często odbywały się tu różne potańcówki trwające do samej nocy. Jaskrawo ubrani mieszkańcy znikali w tych miejscach, by wśród woni alkoholu i pieczonego mięsa spędzić miło czas. Mojra tylko o tym słyszała. Nigdy nie odważyłaby się z własnej woli znaleźć między obcymi ludźmi. Nie lubiła gwaru rozmów i głośnych wybuchów śmiechu. Dziewczyna spięła swoje ciemnobrązowe, falowane włosy i otworzyła szklane drzwi do jedynej kawiarni w tej części ulicy. Nosiła nazwę „Aalye i brat. Kajlan i siostra”. Mojra zniknęła we wnętrzu budynku.

                                                                               ***
    Powitał ją unoszący się we wnętrzu zapach świeżo palonej kawy. Nim zdążyła zamknąć drzwi, przed oczami ujrzała uśmiechniętego chłopaka.
- Cześć po raz pierwszy – odezwał się krótko przystrzyżony blondyn z hipnotyzująco zielonymi oczami. Miał lekkie cienie pod oczami i kilkudniowy zarost. Jego zielona koszulka i krótkie spodenki były widocznie wygniecione. 
- Cześć. Będziemy się witać drugi raz? – zapytała, rozglądając się po pomieszczeniu. Pośród drewnianych stolików krzątała się z mopem czerwonowłosa Aalye. Co jakiś czas popychała nogą spore wiadro, w którym zanurzała narzędzie, by później przejechać nim po ciemnych panelach. Gdy ich oczy się spotkały, kiwnęła głową na przywitanie. Poza nimi, kawiarnia świeciła pustką.
- A nie planujesz wpaść na imprezę? Dzisiaj z okazji dnia kawy. Kofeina plus alkohol. Czy może być coś piękniejszego? – odpowiedział na jednym wdechu. Jeden z plakatów, na którym widniał uśmiechnięty rockowy muzyk, spadł ze ściany.
- Widzę, że ledwo z jednej wróciłeś, a już planujesz drugą. Chociaż… może wpadnę – kogo ja oszukuję? Mojra zapytała w myślach samą siebie.
- Widzisz, Kajlan – powiedziała chłopakowi Aalye – to samo mu mówiłam – tu zwróciła się do Mojry, podchodząc do niej. Wciąż dzierżyła w ręku mop.
- Dobra, dobra. Przynajmniej wiem, co to życie. Moment, przyniosę nam kawę. – chłopak wszedł za kontuar. Ubrana w spraną szarą koszulkę i czarne legginsy dziewczyna chwyciła podśmiechującą przyjaciółkę za ramię.
- Może jednak przyjdziesz, Wróbelku. Wreszcie poznasz nowych ludzi. Albo może pracy poszukasz. To znaczy- zrobiła krótką przerwę za zebranie myśli - wiem, że spadek ci wystarczy do końca życia, ale to naprawdę zadziała na twoją korzyść. – pomimo białych soczewek w oczach, Mojra dostrzegła w nich troskę. Znała ten wyraz twarzy aż za dobrze. Znają się od ponad 20 lat. Na dobre i na złe. Czy jakoś tak. Aalye podrapała się w policzek, na którym miała mały tatuaż- mewę. Kajlan wrócił z tacką, na której stały trzy porcelanowe filiżanki wypełnione parującym napojem.
- Dziękuję, ale odpowiada mi moje życie – odszepnęła do dziewczyny, która usiłowała tak oprzeć mop na ścianie, by się nie przewrócił. Cała trójka usiadła przy stoliku. Gdzieś w oddali słychać było dźwięki śmieciarki i głośne przekleństwa.
- Remontują „Locę” – powiedziała Aalye widząc pytający wyraz twarzy dziewczyny.  „Wróbelek” spojrzała na brązową ciecz. Dostrzegła tam swoje odbicie, ten sam zmęczony wyraz twarzy. Nie znosiła tego widoku.
- Wbrew pozorom, Sympatyczni ci robotnicy. Trochę poprzeklinają, ale to nic. Ostatnio jak wpadli po pracy na piwo to przy okazji śmieci wynieśli.- Kajlan rozwinął temat. W tym samym momencie, spoglądając na Mojrę dostrzegł zadrapania na jej przedramieniu– a to co?
- Byłam na rolkach i wpadłam w krzaki. Już nie boli – Dziewczyna nałogowo jeździ, więc to kłamstwo wydawało się być najlepsze. Nie oderwała jednak wzroku od kawy. Zanurzyła w niej usta. Przechylając filiżankę, przymknęła oczy i momentalnie pojawił jej się przed oczami obraz. Płomienie tańczące nad parkingiem, który mijała. Wszystkie auta zaczynają płonąć. Po chwili wybuchają. Ogień przechodzi na centrum handlowe. Cała okolica staje się popiołem. Ludzie, którzy próbują uciec wpadają w objęcia śmierci. Ten widok trwał nie więcej niż sekundę. Później wszystko wróciło do normy. Mojra gwałtownie otworzyła oczy. Aalye widząc to, zmarszczyła brwi, lecz zanim się odezwała, przyjaciółka zdążyła już wstać i udać się w kierunku drzwi.
-Muszę spadać. Mam jeszcze trochę planów na dziś. Do zobaczenia – uśmiechnęła się przez ramię i nie czekając na odpowiedź wyszła z kawiarni wprost w ścianę zimnego wiatru. Mijając zbierających się na ulicy ludzi, pospiesznie wróciła do domu.



                                                                                   ***
    Drzwi od jej mieszkania były uchylone. Wystraszyła się nie na żarty. Przed wejściem ściągnęła buty i na boso weszła do domu. Wiedziała, gdzie iść. Białe drzwi z jej sypialni również nie były zamknięte. Kopniakiem otworzyła je szerzej i dostrzegła siedzącego na łóżku chłopaka. Trzymał w ręku jeden z jej starych zeszytów. Mojra przerażona stanęła w progu. To nie był widok, jakiego podświadomie oczekiwała. To nie przypominało włamania z filmów. Postać powoli uniosła wzrok. Wtedy go rozpoznała. To ten sam człowiek, który na parkingu pod centrum handlowym siedział wpatrzony w swój telefon. Z tą różnicą, że zamiast koszulki i krótkich spodenek miał na sobie granatową koszulę i dżinsy. Chłopak widząc jej przestraszoną minę, delikatnie się uśmiechnął. Nie chciał jej spłoszyć.
- Nie bój się, nie jestem złodziejem – Mojra wciąż stała jak wryta widząc, że patrzył na nią z rozbawieniem w oczach. Kolor jego tęczówek był szaro-niebieski albo szaro-zielony. Nie była pewna. Krótkie, czarne, kręcone włosy i śniada cera wskazywały na to, że raczej nie pochodzi z jej kraju. – Usiądź. Coś ci przeczytam.
    Mojra posłusznie wykonała polecenie. Nie miała pomysłu, co zrobić. Wysunęła spod swojego biurka krzesło i usiadła na jego skraju. Dłonie ułożyła na kolanach i wyprostowała się. W pokoju było duszno, lecz na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Chłopak założył nogę na nogę i przewrócił kilka stron w zeszycie. Po parunastu sekundach ciszy jego spokojny głos rozluźnił napięcie.
-Aleria stawiała zdecydowane kroki. Ślady jej butów odznaczały się na tle zimowego puchu. Na szczęście, kupiła porządne trapery. Gdyby nie to, zimno od spodu wniknęłoby prosto w jej duszę. Ot taki przeszywający ciało chłód. – Mojra dostrzegła, że nieznacznie kiwnął głową - Gdzieś za jej plecami szalała zamieć. To ona wytyczała drogę wszystkim późniejszym zjawiskom natury. Takim jak na przykład blask promieni słonecznych. Wystające spod czapki zielone końcówki włosów przyklejały się naszej bohaterce do ust. Zupełnie jakby liczyły, że jej oddech je ogrzeje i wysuszy. Niestety wszelkie próby ich odgarnięcia kończyły się fiaskiem, gdyż Aleria nie potrafiła złapać pomiędzy palce żadnego z pasm. A różowe rękawiczki okalane drapiącym sztucznym futrem na pewno nie ułatwiały sprawy. Cel podróży był coraz bliżej. Zarysy domów stawały się wyraźne. Gdy po dwunastu minutach ciągłego przekopywania się przez śnieg, który twardością przypominał trzyletnie bezy, dziewczyna dostrzegła pod jednym z odcisków buta chodnik, wiedziała, że jest na miejscu. – W tym momencie przerwał, by spojrzeć na dziewczynę. 
- Dlaczego to czytasz? To jest prywatne.
- Albo to – Znowu delikatny szelest stron zmieszał się z ciepłym powietrzem – twarz nieznajomego przybrała wyraz skupienia - Wykonywałam długie i powolne ruchy ręką. Nie spieszyłam się. W ten sposób rozładowywałam swoje emocje. Efektem były czerwone smugi leniwie wsiąkające w jasny materiał. Robiłam to, bo sprawiało mi przyjemność. Wyobrażałam sobie różne sytuacje, różne miejsca. Te dobrze kojarzące się i te złe. W naszych czasach, mało kto to robi. Malarstwo zanika. Wdychałam duszący zapach farb. Było mi chłodno. – chłopak robił krótkie przerwy między zdaniami, by nabrać oddechu.- Nic poza obrazem się nie liczyło. Całe moje otoczenie było tylko nieważnym elementem. Kiedy ostatni ruch ręką ustał, lekko przechyliłam głowę w prawo. Farba na płótnie ukazywała maki otaczające małą, bosą dziewczynkę. Jej oczy były zagubione. Nad nią zbierały się ciemne chmury. Okolica nie przypominała żadnego z teraźniejszych miejsc. Nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego namalowałam moje jedyne wspomnienie z perspektywy osoby trzeciej. – Zamknął zeszyt i spojrzał na dziewczynę. - Dwa fragmenty z najpopularniejszych książek, które jeszcze nie zostały napisane. Będą hitem dopiero za parę lat.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – Mojra spojrzała prosto w oczy „gościa”.
- Nie domyślasz się?
- Włamujesz mi się do domu, a potem grzebiesz w moich zeszytach. Powinnam była już dawno zadzwonić na policję. – dziewczyna wydobyła z siebie w miarę pewny ton.
- Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz. Musiałem się upewnić. – chłopak spojrzał na nią, by upewnić się, że go słucha. Nie było inaczej. -Spotkajmy się wieczorem. Będę czekać pod twoim wieżowcem koło osiemnastej. – Nic więcej nie dodając, odłożył zeszyt z powrotem do szuflady i nie spoglądając na zdezorientowaną ciemnowłosą, wyszedł.