W okolicy świtu w pokoju rozległ się natarczywy dźwięk budzika.
Mojrze nie chciało się opuszczać ciepłego łóżka. Gdy jednak postanowiła wstać,
podczas wyplątywania się z kołdry dostrzegła na jasnym materiale zaschnięte
ślady krwi. Niestety wczorajsze wydarzenie nie okazało się snem. Dziewczyna przyjrzała się swojej prawej ręce.
Ranki przez noc zdążyły się zasklepić. Stąpając boso po białej wykładzinie,
podeszła otworzyć okno. Rozsunęła zasłony i cały pokój utonął w porannym
świetle. Z dużej, drewnianej szafy stojącej obok biurka, wyciągnęła pierwsze
lepsze ubrania i poszła z nimi do łazienki. Tam, co chwilę przykładając głowę
do chłodnych naściennych kafelków, umyła się i ubrała. Kiedy była gotowa, w
przedpokoju wsunęła na nogi buty i wyszła z mieszkania.
Poranek był chłodny. Mojra po przespaniu prawie pięciu
godzin była lekko zaspana. Czuła delikatny, pulsujący ból głowy, lecz nie
przejmowała się nim. Liczyła, że uniemożliwi jej rozmyślanie nad swoim życiem. Szła pustym, betonowym chodnikiem w
kierunku centrum. Ulica była pusta. Poza stukaniem podeszwy jej czarnych
creepersów, tylko ciche gruchanie siedzących przy pobliskich śmietnikach gołębi wypełniał
pustkę. Raz na jakiś czas mijała zagubionych turystów ciągnących za sobą
wypchane walizki. Kolorowe domki jednorodzinne byłe zasnute w delikatnej mgle,
przypominającej pierzynę. To były ostatnie chwile snu. Miasto zaraz się obudzi
i tłumy aut zaczną się gromadzić na ulicach, mijając tę niewysoką dziewczynę w
krótkiej, bordowej sukience, zupełnie nieadekwatnej do panującej wokół niskiej
temperatury. Chmur na niebie nie było. Mojra przemaszerowała już sporą
odległość. To był jeden z tych momentów, gdy myślała o wszystkim i o niczym. Minęła
kilka sklepów monopolowych i spore centrum handlowe, na parkingu którego zaparkowane
były pierwsze auta. Na masce jednego z nich siedział ciemnowłosy chłopak, ze
skupieniem wpatrujący się w swój telefon. Na chwilę odchylił głowę w kierunku dziewczyny,
ale nie zwrócił na nią uwagi. Szła dalej. W końcu dotarła do głównej ulicy.
Tylko tutaj można było przejść się starymi, brukowanymi uliczkami, by potem
przysiąść na jednej z ławek ukrytej pod cieniem potężnych dębów. W tym mieście
to jedyne miejsce, gdzie drzew nie wycięto. Barwne i lekko wilgotne liście
leżały na ziemi. Znalazło się też kilka kasztanów. Mojra schyliła się, by
podnieść jednego z nich, jednak stwierdziła, że to nie najlepszy pomysł, gdyż
nie ma go gdzie schować. Po kolejnych kilku minutach leniwego marszu,
dziewczyna weszła w jedną z bocznych uliczek. Na najniższych poziomach stojących
tam ceglanych kamienic, znajdowały się dziesiątki o tej porze zamkniętych
restauracji. Większość miała egzotyczne nazwy. To, co wyróżniało to miejsce to
brak sieciowych obiektów gastronomicznych. Nigdzie nie świeciły się
żółto-czerwone neony zwabiające głodnych poszukiwaczy taniego jedzenia. Każda z
witryn tutejszych restauracji, nawet ta najtańsza, była w eleganckich,
stonowanych kolorach. W słoneczne dni często odbywały się tu różne potańcówki
trwające do samej nocy. Jaskrawo ubrani mieszkańcy znikali w tych miejscach, by
wśród woni alkoholu i pieczonego mięsa spędzić miło czas. Mojra tylko o tym
słyszała. Nigdy nie odważyłaby się z własnej woli znaleźć między obcymi ludźmi.
Nie lubiła gwaru rozmów i głośnych wybuchów śmiechu. Dziewczyna spięła swoje
ciemnobrązowe, falowane włosy i otworzyła szklane drzwi do jedynej kawiarni w tej
części ulicy. Nosiła nazwę „Aalye i brat. Kajlan i siostra”. Mojra zniknęła we wnętrzu
budynku.
***
Powitał ją unoszący się we wnętrzu zapach świeżo palonej
kawy. Nim zdążyła zamknąć drzwi, przed oczami ujrzała uśmiechniętego chłopaka.
- Cześć po raz pierwszy – odezwał się krótko przystrzyżony
blondyn z hipnotyzująco zielonymi oczami. Miał lekkie cienie pod oczami i
kilkudniowy zarost. Jego zielona koszulka i krótkie spodenki były
widocznie wygniecione.
- Cześć. Będziemy się witać drugi raz? – zapytała,
rozglądając się po pomieszczeniu. Pośród drewnianych stolików krzątała się z
mopem czerwonowłosa Aalye. Co jakiś czas popychała nogą spore wiadro, w którym
zanurzała narzędzie, by później przejechać nim po ciemnych panelach. Gdy ich
oczy się spotkały, kiwnęła głową na przywitanie. Poza nimi, kawiarnia świeciła
pustką.
- A nie planujesz wpaść na imprezę? Dzisiaj z okazji dnia
kawy. Kofeina plus alkohol. Czy może być coś piękniejszego? – odpowiedział na
jednym wdechu. Jeden z plakatów, na którym widniał uśmiechnięty rockowy muzyk,
spadł ze ściany.
- Widzę, że ledwo z jednej wróciłeś, a już planujesz drugą.
Chociaż… może wpadnę – kogo ja oszukuję? Mojra zapytała w myślach samą
siebie.
- Widzisz, Kajlan – powiedziała chłopakowi Aalye – to samo
mu mówiłam – tu zwróciła się do Mojry, podchodząc do niej. Wciąż dzierżyła w
ręku mop.
- Dobra, dobra. Przynajmniej wiem, co to życie. Moment,
przyniosę nam kawę. – chłopak wszedł za kontuar. Ubrana w spraną szarą
koszulkę i czarne legginsy dziewczyna chwyciła podśmiechującą przyjaciółkę za
ramię.
- Może jednak przyjdziesz, Wróbelku. Wreszcie poznasz nowych
ludzi. Albo może pracy poszukasz. To znaczy- zrobiła krótką przerwę za zebranie
myśli - wiem, że spadek ci wystarczy do końca życia, ale to naprawdę zadziała
na twoją korzyść. – pomimo białych soczewek w oczach, Mojra dostrzegła w nich
troskę. Znała ten wyraz twarzy aż za dobrze. Znają się od ponad 20 lat. Na dobre
i na złe. Czy jakoś tak. Aalye podrapała się w policzek, na którym miała mały
tatuaż- mewę. Kajlan wrócił z tacką, na której stały trzy porcelanowe filiżanki
wypełnione parującym napojem.
- Dziękuję, ale odpowiada mi moje życie – odszepnęła do
dziewczyny, która usiłowała tak oprzeć mop na ścianie, by się nie przewrócił.
Cała trójka usiadła przy stoliku. Gdzieś w oddali słychać było dźwięki
śmieciarki i głośne przekleństwa.
- Remontują „Locę” – powiedziała Aalye widząc pytający wyraz
twarzy dziewczyny. „Wróbelek” spojrzała
na brązową ciecz. Dostrzegła tam swoje odbicie, ten sam zmęczony
wyraz twarzy. Nie znosiła tego widoku.
- Wbrew pozorom, Sympatyczni ci robotnicy. Trochę
poprzeklinają, ale to nic. Ostatnio jak wpadli po pracy na piwo to przy okazji
śmieci wynieśli.- Kajlan rozwinął temat. W tym samym momencie, spoglądając na Mojrę
dostrzegł zadrapania na jej przedramieniu– a to co?
- Byłam na rolkach i wpadłam w krzaki. Już nie boli – Dziewczyna
nałogowo jeździ, więc to kłamstwo wydawało się być najlepsze. Nie oderwała
jednak wzroku od kawy. Zanurzyła w niej usta. Przechylając filiżankę, przymknęła
oczy i momentalnie pojawił jej się przed oczami obraz. Płomienie tańczące nad
parkingiem, który mijała. Wszystkie auta zaczynają płonąć. Po chwili wybuchają.
Ogień przechodzi na centrum handlowe. Cała okolica staje się popiołem. Ludzie,
którzy próbują uciec wpadają w objęcia śmierci. Ten widok trwał nie więcej niż
sekundę. Później wszystko wróciło do normy. Mojra gwałtownie otworzyła oczy.
Aalye widząc to, zmarszczyła brwi, lecz zanim się odezwała, przyjaciółka zdążyła
już wstać i udać się w kierunku drzwi.
-Muszę spadać. Mam jeszcze trochę planów na dziś. Do
zobaczenia – uśmiechnęła się przez ramię i nie czekając na odpowiedź wyszła z
kawiarni wprost w ścianę zimnego wiatru. Mijając zbierających się na ulicy
ludzi, pospiesznie wróciła do domu.
***
Drzwi od jej mieszkania były uchylone. Wystraszyła się nie
na żarty. Przed wejściem ściągnęła buty i na boso weszła do domu. Wiedziała,
gdzie iść. Białe drzwi z jej sypialni również nie były zamknięte. Kopniakiem
otworzyła je szerzej i dostrzegła siedzącego na łóżku chłopaka. Trzymał w ręku
jeden z jej starych zeszytów. Mojra przerażona stanęła w progu. To nie był
widok, jakiego podświadomie oczekiwała. To nie przypominało włamania z filmów. Postać
powoli uniosła wzrok. Wtedy go rozpoznała. To ten sam człowiek, który na
parkingu pod centrum handlowym siedział wpatrzony w swój telefon. Z tą różnicą,
że zamiast koszulki i krótkich spodenek miał na sobie granatową koszulę i
dżinsy. Chłopak widząc jej przestraszoną minę, delikatnie się uśmiechnął. Nie
chciał jej spłoszyć.
- Nie bój się, nie jestem złodziejem – Mojra wciąż stała jak
wryta widząc, że patrzył na nią z rozbawieniem w oczach. Kolor jego tęczówek
był szaro-niebieski albo szaro-zielony. Nie była pewna. Krótkie, czarne,
kręcone włosy i śniada cera wskazywały na to, że raczej nie pochodzi z jej
kraju. – Usiądź. Coś ci przeczytam.
Mojra posłusznie wykonała polecenie. Nie miała pomysłu, co
zrobić. Wysunęła spod swojego biurka krzesło i usiadła na jego skraju.
Dłonie ułożyła na kolanach i wyprostowała się. W pokoju było duszno, lecz na
jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Chłopak założył nogę na nogę i przewrócił
kilka stron w zeszycie. Po parunastu sekundach ciszy jego spokojny głos
rozluźnił napięcie.
-Aleria stawiała zdecydowane kroki. Ślady jej butów
odznaczały się na tle zimowego puchu. Na szczęście, kupiła porządne trapery.
Gdyby nie to, zimno od spodu wniknęłoby prosto w jej duszę. Ot taki
przeszywający ciało chłód. – Mojra dostrzegła, że nieznacznie kiwnął głową - Gdzieś
za jej plecami szalała zamieć. To ona wytyczała drogę wszystkim późniejszym
zjawiskom natury. Takim jak na przykład blask promieni słonecznych. Wystające
spod czapki zielone końcówki włosów przyklejały się naszej bohaterce do ust.
Zupełnie jakby liczyły, że jej oddech je ogrzeje i wysuszy. Niestety wszelkie
próby ich odgarnięcia kończyły się fiaskiem, gdyż Aleria nie potrafiła złapać
pomiędzy palce żadnego z pasm. A różowe rękawiczki okalane drapiącym sztucznym
futrem na pewno nie ułatwiały sprawy. Cel podróży był coraz bliżej. Zarysy
domów stawały się wyraźne. Gdy po dwunastu minutach ciągłego przekopywania się
przez śnieg, który twardością przypominał trzyletnie bezy, dziewczyna
dostrzegła pod jednym z odcisków buta chodnik, wiedziała, że jest na miejscu. –
W tym momencie przerwał, by spojrzeć na dziewczynę.
- Dlaczego to czytasz? To jest prywatne.
- Albo to – Znowu delikatny szelest stron zmieszał się z
ciepłym powietrzem – twarz nieznajomego przybrała wyraz skupienia - Wykonywałam
długie i powolne ruchy ręką. Nie spieszyłam się. W ten sposób rozładowywałam
swoje emocje. Efektem były czerwone smugi leniwie wsiąkające w jasny materiał.
Robiłam to, bo sprawiało mi przyjemność. Wyobrażałam sobie różne sytuacje,
różne miejsca. Te dobrze kojarzące się i te złe. W naszych czasach, mało kto to
robi. Malarstwo zanika. Wdychałam duszący zapach farb. Było mi chłodno. –
chłopak robił krótkie przerwy między zdaniami, by nabrać oddechu.- Nic poza
obrazem się nie liczyło. Całe moje otoczenie było tylko nieważnym elementem.
Kiedy ostatni ruch ręką ustał, lekko przechyliłam głowę w prawo. Farba na
płótnie ukazywała maki otaczające małą, bosą dziewczynkę. Jej oczy były
zagubione. Nad nią zbierały się ciemne chmury. Okolica nie przypominała żadnego
z teraźniejszych miejsc. Nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego namalowałam
moje jedyne wspomnienie z perspektywy osoby trzeciej. – Zamknął zeszyt i spojrzał na dziewczynę. -
Dwa fragmenty z najpopularniejszych książek, które jeszcze nie zostały
napisane. Będą hitem dopiero za parę lat.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – Mojra spojrzała prosto w
oczy „gościa”.
- Nie domyślasz się?
- Włamujesz mi się do domu, a potem grzebiesz w moich
zeszytach. Powinnam była już dawno zadzwonić na policję. – dziewczyna wydobyła
z siebie w miarę pewny ton.
- Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz. Musiałem się upewnić.
– chłopak spojrzał na nią, by upewnić się, że go słucha. Nie było inaczej. -Spotkajmy
się wieczorem. Będę czekać pod twoim wieżowcem koło osiemnastej. – Nic więcej
nie dodając, odłożył zeszyt z powrotem do szuflady i nie spoglądając na zdezorientowaną
ciemnowłosą, wyszedł.